08 kwi 2024
Na polskim Wybrzeżu wciąż można odpocząć w wiklinowych koszach plażowych. Jednak za kilka lat może się to zmienić i morski krajobraz zostanie zdominowany przez pstrokate parawany. Dlaczego? Firmy produkujące kosze plażowe mają problemy z powodu rosnących kosztów. Niedawno jedna z najstarszych i znanych niemieckich firm z Heringsdorfu złożyła wniosek o upadłość.
Najpierw trochę historii. Kosze plażowe wymyślił Wilhelm Bartelman z Niemiec. W 1870 r. otworzył pierwszy warsztat wikliniarski w Rostocku. W 1882 roku zaprojektował i zbudował „jednoosobowe krzesło plażowe” dla szlachcianki Elfrede von Maltzahn. Dziś Niemcy nie wyobrażają sobie plaży bez koszy. Przez te wszystkie lata urosły one do symbolu beztroskiego odpoczynku nad Bałtykiem. W Polsce swojego czasu były przejawem luksusu zarezerwowanego dla gości kilkugwiazdkowych hoteli. Dziś można się w nich rozsiąść na świnoujskiej plaży.
– Małe wytwórnie funkcjonowały i to całkiem dobrze w Świnoujściu i pobliskim Lubinie. W czasach kiedy Świnoujście po dłuższej przerwie znowu stawało się modnym i obleganym przez urlopowiczów kurortem, kosze na naszej plaży pojawiły się znowu. Ba, zgodnie z duchem tamtych czasów pojawiły się natychmiast kolejki oczekujących na ich wypożyczenie – pisał Józef Pluciński, znany świnoujski historyk.
Sprawa możliwej upadłości Strandkorbfabrik Heringsdorf wywołała w Niemczech spore poruszenie. Firma istnieje od prawie 100 lat i zatrudnia obecnie 18 pracowników. Po złożeniu wniosku o upadłość stara się znaleźć inwestora, który uratuje zakład. Firma zyskała dużą popularność, gdy w 2007 roku zbudowała ogromy kosz plażowy dla szefów państw na szczyt G-8 w Heiligendamm. Produkcja w zakładzie do dziś odbywa się ręcznie. Koszt takich koszy nie jest mały – od 3 000 do nawet 30 000 euro!
(rj)
EUR
Średni NBP: Ładowanie... zł
Dodaj komentarz